13 października 2012

Plany i to co z nich wychodzi

Brooklyn miał być pieskiem do agility, a raczej powinnam napisać, że agility miało być dla niego. Ze względu na problemy ze skupianiem uwagi, czy wcześniej zupełne wyłączanie się poza domem nie widziałam dla nas żadnej innej przyszłości. Brooklynowi skakanie przez hopki sprawiało radość, było to coś co lubił. No, ale właśnie było. W tym roku nie biegaliśmy zbyt wiele, też żeby nie nadwyrężać rzepek. Chciałam odpuścić hopanie w domowych warunkach na ograniczonej przestrzeni co w dużej mierze spowalniało psa. Byliśmy na pierwszym seminarium i jak wiadomo nie było kolorowo. Ostatnio wzięłam go na trening i nie pobiegł nawet jednej przeszkody. Chyba zupełnie zrezygnuję z tego sportu, najpierw rzepka, teraz olewanie całego świata, ciągle coś nam przeszkadza.
W tym roku przestawiliśmy się na obedience, ale no właśnie skoro Brook nie biega przez przeszkody to na pewno nie będzie wykonywał precyzyjnych komend w rozproszeniach. Na początku lata byłam już bardzo zadowolona z naszego obi. Brook potrafił pracować na polu, w upale, w rozproszeniach. Teraz wszystko się zepsuło. Nie widzę sensu robienia czegoś na siłę skoro pies nie wyraża chęci pracy, bo można więcej zepsuć niż naprawić. Z obi jednak nie zrezygnuję, to można spokojnie ćwiczyć w ogródku, dla własnej satysfakcji i zabawy, a nie bycia mistrzem świata.
Może musimy przeczekać, może Brook ma kryzys wieku średniego xd Na razie ze zniecierpliwieniem czekam na zimę, bo poprzednia była bardzo owocna jeśli chodzi o obi. Wtedy dopiero zaczynaliśmy, więc nie mam na myśli nie wiadomo jakich ćwiczeń z trójek, ale tak na nasz poziom ruszyliśmy się do przodu. Później przyszła wiosna i wszystko szlak trafił, ale latem znowu było super, no i obecny stan kompletnego odmóżdżenia.













Czy ja na prawdę tak strasznie opisałam Texasa w poprzednim poście? Ale jestem niedobrą pańcią xd Texas nie jest taki strasznie straszny, radzimy sobie. Mamy problemy na które byłam przygotowana ze względu na rasę. Nie mogę jeszcze powiedzieć, że wszystko jest idealnie, bo chyba idealnie nigdy nie jest, ale idziemy w dobrym kierunku.

7 października 2012

4 miesiące

Tym razem filmiku nie udało mi się zrobić, więc tym razem postaram się coś napisać.
Czas szybko leci, ale i tak wolałabym już mieć dorosłego psa, niż szczeniaka. Szczyl mi rośnie, jeszcze trochę i zacznie dojrzewać, a potem to już z górki mam nadzieję.
Texas jest borderkiem któremu zaciął się wyłącznik off i cały czas musi coś robić. Bez klatki bym z nim nie wytrzymała. Na szczęście od razu się w niej wycisza, więc siedzi tam większość dnia. Tylko musimy popracować nad wchodzeniem do środka, bo to nie jest ulubiona czynność rozszalałego szczeniaczka.
Teraz zaczęłam żałować, że pozwoliłam Texasowi włazić na kanapy itp. Już kilka razy nasikał mi na łóżko -.- Za oduczanie tego jednak nie chce mi się zabrać, bo jak mały wieczorem dostaje turbodoładowania to popyla po całym domu przelatując przez krzesełka, fotele i nawet nie ma jak go zatrzymać.
Na spacerze z radości skacze na ludzi. Pasie samochody i rowery. Czai się jak jakiś jedzie wolno. Ciągnie na smyczy W mieście czuje się jakbym wzięła jakiegoś dzikusa z lasu.
Trochę lepiej wygląda już sprawa zjadanie odpadków, jeśli odpowiednio wcześnie go zawołam to szybko wraca.

Pomimo, że jest najbardziej wkurzającym psem ever, to bardzo fajnie mi się z nim pracuje. Skupia się zawsze i wszędzie, szarpie i aportuje (chociaż czasem miał jakieś odpały z szarpakiem). Przy sztuczkowaniu podoba mi się jego umiarkowana energiczność, w sensie, że nie podniecony robi wszystko na raz, a potem myśli, tylko jest opanowany, potrafi pomyśleć i wykonuje wszystko entuzjastycznie, ale bez trzepania się.

Mieliśmy zgłosić się na wystawę koło Częstochowy, ale teraz już sama nie wiem. Uszy ma w cały świat, od ostatniej wystawy nic nie ćwiczyliśmy. Niby ostatnio fajne wyszło, ale nie mogę polegać tylko na szczeniaku, skoro nie nauczyłam go jak ma się zachowywać. No i tak trochę mi się nie chce
________________

A Brooklyn powoli wraca do świata żywych. Na spacerze raczej sobie jeszcze jakiś czas nie pobiega luzem, bo mam dosyć atrakcji. Ćwiczymy sobie aport formalny, głównie trzymanie koziołka. Powoli spróbuje przenieść to na dwór.
________________
Stare zdjęcia, zanim w ogóle Texowi stanęły uszy, a teraz mu znowu klapcieją w bok. Chyba mu je jednak skleję na takie słodkie pół załamane ;)






Wiele osób twierdzi, że zaniedbuje Brooklyna, no cóż na początku zrobiło mi się trochę przykro, chciałam objaśnić jak to u nas wygląda, ale chyba jest to bezsensu, bo i tak każdy wie lepiej. Mam tendencje do opisywania wszystkiego w czarnych barwach i od złej strony, ale to nie znaczy, że nie ma tej drugiej. Łatwo jest oceniać kogoś po jednym zdaniu, albo jego codzienność po jednym poście. Jak ktoś ma z tym jakiś problem to w zakładce 'o mnie' jest podany kontakt, można pisać.

2 października 2012

Spacerki

Niezwykle inteligentne pieski

Nasze spacery ostatnio kolorowe nie są, mogę zapomnieć o tym, żeby dojść do jakiegoś pola, spuścić psy i mieć spokój. Brook ma mnie w szerokim poważaniu, a Texas robi za futerkowy odkurzacz. No, ale od początku. Problem zaczyna się już przy wyjściu, pieski nakręcone, Texas gryzie, Brook biega, a na koniec się jeszcze pogryzą, gdy Texas prezentując swą piękną technikę skoku do smyczy, którą mam w ręku pięknie wyląduje czterema łapkami na Brooku. Na ulice pieski wypadają jak burza, pół biedy jeśli akurat nikt nie przechodzi. Jak już uda nam się wyjść z domu bez ofiar w ludziach i zwierzętach, zaczyna się kolejny problem... samochody, rowery! No przecież Texasek musi je zagonić. Szczeniak zrobił się już całkiem ciężki, więc jak szarpnie to dość solidnie, na dodatek on sobie na tej smyczy lata. A przecież ludzie są tacy fajni, na każdego trzeba radośnie skoczyć. Po drodze możemy jeszcze spotkać airedale terriera z naszego osiedla, którego Brook darzy szczerą nienawiścią. A wtedy w jednej chwili Texas leży powalony i jest ze mną oplątany smyczą, a Brook drze się i szarpie na wszystkie strony... A więc jak w końcu dojdziemy do celu biedny Brook zostaje przywiązany do drzewa i drze jape, aż go nie odwiążę. Natomiast Texas odpięcie smyczy już skojarzył z pracą, więc włazi mi pod nogi i zapomina o swojej życiowej pasji jaką jest jedzenie śmieci. Gdy tylko skończę ćwiczyć z młodym natychmiast zapinam go na smycz, ażeby nie znalazł jakiejś smacznej kupy lub innego świństwa. Bierzemy Brooka no i droga powrotna...
Oto nasz codzienny spacerek ze wszystkimi bajerami :]

No i zdjęcia z czasów kiedy jeszcze psy spuszczałam ze smyczy.