28 marca 2015

Post o wszystkim


Myślałam, że jak zimę przetrwałam w zdrowiu to już mnie nic nie dopadnie i... właśnie leżę chora. Naszła mnie potrzeba odwiedzenia bloga, więc piszę i jeszcze nie mam pomysłu co chcę napisać. Texas nie robi nic, odpuściłam nawet zmiany pozycji, strach się bać do nich później wrócić. Cieszę się, że Texas w domu zachowuje się jak jakiś spasły mops (bez urazy oczywiście, mopsy są fajne :P), po prostu czasem zdarza mu się chrapać i ogólnie nie narzeka.

Zamówiłam piłkę Chuckit, mam nadzieję, że będzie na prawdę dobra jak jest opisywana, a nie jedynie ładna. Moje ulubione piłeczki trixie niestety zbyt często tracą sznurek. Mam również straszną ochotę przetestować futerka na amortyzatorach, bo wszędzie je widzę, ale jakoś nie ufam trwałości :P


W czwartek, gdy czułam się fatalnie mimo wszystko poleciałam jak na skrzydłach na trening, niestety skrzydła podciął mi duszny, przepełniony autobus w którym szybko zakręciło mi się w głowie, ale jakoś przetrwałam, a na placu już czułam się okej, tam martwię się Texaskiem, a nie sobą. Być może w przyszłym tygodniu będę miała fotorelacje, na razie mogę powiedzieć, że Texas już nie boi się klinu, więc nie pracujemy na puszku, boi się bicza i nadal kontakt fizyczny wywiera na nim dużą presję i nie zawsze jest w stanie ją wytrzymać. Muszę skupić się na znieczuleniu Texasowi hałasu, niestety jeżdżąc mpk na placu nie mam dla niego żadnego miejsca na odpoczynek, mogę jedynie odchodzić na pola. Czasem jest lepiej, czasem Tex wpada w dość duży stres, smaczki pozwalają odwrócić jego uwagę, ale nie do końca, zabawka działa dużo lepiej, ale nie chce go zamęczać ciągłą zabawą, bo i tak z placu wraca totalnie wyprany psychicznie, a przy pracy z pozorantem powinien dawać z siebie 200% bo inaczej wiem, że każda nałożona na niego presja będzie działała ze zdwojoną siłą.

W tym tygodniu wypadną nam tropy, ale odkąd zaczęliśmy jeździłam w każdy weekend na pola. Być może powinnam częściej, bo Texas przestał wąchać, a wyglądało to raczej jak bieganie i szukanie zabawki. Takim sposobem nasze śladu urozmaiciły się o smaczki, więc powiem szczerze, że teraz bardziej przypomina to dziki ślad sportowy. Oczywiście jako zabawa szukanie nie musi przybierać, żadnej konkretnej formy, ważne żeby pies używał nosa i zwracał uwagę na trasę, a nie chodził w kółko.


21 marca 2015

Recenzja szelek Hurtta Active


Od dłuższego czasu planowałam wymianę nie takich starych, lecz z pękniętym zatrzaskiem szelek Y. Brałam pod uwagę różne modele, ale ostatecznie gdy zobaczyłam active harness hurtty wybór dokonał się sam. Jako, że początkowo chciałam przeznaczyć na ten cel nieco mniejszą kwotę, stwierdziłam, że skoro już zainwestowałam to poczynię jakąś recenzję. Tak więc od razu po wyciągnięciu szeleczek z koperty zaczęliśmy je intensywnie testować. Jestem miłośniczką tęczowych psich akcesoriów, więc nieprzypadkowo wybór padł na kolor cherry, poza nim był dostępny jedynie czarny. Na pierwszy rzut oka wykonanie i intensywność odcienia różu jest bardzo fajne. Do tej pory nie zaobserwowałam żadnych uszkodzeń podczas noszenia, zatrzaski, które lubią nam pękać również się trzymają ;)


Szukałam szelek bardzo uniwersalnych do ciągnięcia, obrony, tropienia, spacerów... Po miesiącu użytkowania mogę powiedzieć, że spełniają swoje zadanie w każdej dziedzinie. Są mocno zabudowane z przodu, co powoduje rozkładanie siły nacisku na większą powierzchnię, jednocześnie nigdy nie zauważyłam, żeby Texas czuł się w nich skrępowany. Mimo wszystko przed treningiem np. frisbee wole je zdjąć psu, chociaż Texasowi jako buldożerowi pewnie nie robi to wielkiej różnicy. Na pewno będą wygodniejsze dla psa niż zwykłe paski np. przy ciągnięciu na amortyzatorze. Materiał z którego są wykonane jest bardzo miękki, ale jednocześnie niezbyt gruby, dlatego szelki są stosunkowo lekkie. Trochę obawiam się jak pies będzie się w nich czuł, gdy nadejdą letnie upały, liczę jednak na przewiewność tkaniny. Dużym plusem jest rączka, która umożliwia przytrzymanie psa. Posiadają również elementy odblaskowe.


Niestety już na pierwszym spacerze paski w szelkach zaczęły się luzować, szczególnie te na klatce piersiowej, przy szyjnych tego nie zauważyłam, a na pewno nie w takim stopniu. Dzieje się to podczas luźnego bieganie i według mnie jest dużym minusem. Efekt ten następuje po każdym zmoczeniu szelek, podczas pływania paski poluzowały się prawie maksymalnie. Materiał pod brzuchem szybko się brudzi, gdy na dworze jest wilgotno. Na naszych różowych szelkach mocno to widać, samą wodą nie udało mi się idealnie ich wyczyścić, lecz większość błota zeszła bez problemu. Szelki dość mocno nasiąkają wodą i schną w porównywalnym czasie do reszty przeciętnych psich akcesoriów.


Plusy
+ komfortowe dla psa
+ wykonane z miękkiego materiału
+ posiadają rączkę
+ dość lekkie
+ estetyczne wykonanie
Minusy
- paski mogą się samoczynnie poluzować po zmoczeniu
- nasiąkają wodą
- mały wybór kolorów


Szelki można zakupić w sklepie prodog w różnych rozmiarach (Texasek ma 60-80) i dwóch kolorach - różowym i czarnym.

1 marca 2015

Wąchamy!


Dawno temu wpadłam na pomysł zajęcia się tropieniem z Texasem, niestety wydawało mi się to dość nudną sprawą, dlatego nie miałam specjalnej motywacji do działania w tym kierunku. Jedynie robiliśmy zabawy z użyciem nosa, jak znalezienia zaznaczonego patyka. Texas w większości przypadków przynosił te właściwe, ale długo nie zrobiłam kroku na przód. Natomiast wczoraj pierwszy raz pojechaliśmy na pola, razem z Martą i Santą, które zaprezentowały nam ślad sportowy. Jako, że dla nas tropienie jest jedynie zabawą bez namysłu zdecydowałam, że Texas będzie uczył się śladu użytkowego. Myślałam, że trudno będzie wytłumaczyć psu o co w ogóle chodzi i że w trawie ma szukać już nie tylko rzeczy, ale mojego zapachu. Ku mojemu zaskoczeniu nie było z tym najmniejszego problemu, a przecież bordery to podobno kiepscy wąchacze ;) Pierwszy, krótki ślad był głównie prostą, którą Texas praktycznie przebiegł, zwalniając przy lekkim łuku za którym leżała już nasza zguba, czyli szarpak schowany pod trawą. Każdy następny zaczynał się podobnie, dopiero po zakrętach Tex więcej pracował z nosem przy ziemi i zawsze udawało mu się znaleźć właściwą drogę. Chyba zbyt pochopnie oceniłam nudność tego sportu, owszem ślad który robiła Santa był dużo bardziej monotonny i chyba takim trudniej byłoby mi się zająć, ale tropienie użytkowe, gdzie pozostaje nutka roztrzepanego borderka jest całkiem zabawne.
Mam nadzieję, że Texas będzie coraz częściej używał nosa i rzadziej odwracał się do mnie w chwilach zawahania, a za jakiś czas spróbuje ułożyć dłuższe ślady. Liczę również, że wpłynie to pozytywnie na podejmowanie samodzielnych decyzji przez psa, odkąd poszliśmy na obronę, widzę jak bardzo Texas jest zapatrzony we mnie, jakby każdy ruch najpierw chciał skonsultować, w życiu codziennym tego tak nie odczuwam, ale na treningach wyraźnie to widać.


fot. Marta Guzek