30 listopada 2012

Jesiennie

W poprzedni weekend byłam w Łodzi, mam dużo zdjęć, za dużo żeby ogarnąć je przez tydzień :P Pogoda była dość ponura, więc i foty nie wyszły najlepsze. Ja chcę nowy obiektyw!

Uwielbiam to zdjęcie ;D

Spotkaliśmy się z Martą i Santą. Texas bardziej niż czymkolwiek był pochłonięty łapaniem liści. Muszę go pochwalić, bo odwoływał się od ludzi i psów, nie zaatakował żadnego roweru (!), jak coś od niego chciałam skupiał się bez problemu i ogólnie było dobrze. Nasze spacery odbywają się raczej w samotności, dlatego nie byłam do końca pewna jak się zachowa. Nie pasł samochodów i nie wyłączał się na sam ich dźwięk, a szliśmy przy dużej ulicy, aczkolwiek była to raczej reakcja na nowe miejsce.


Po spacerze przespał całe popołudnie, nie zamykany w klatce. Aż się zaczęłam bać, że zachorował xd Wylatał się młody za tymi liśćmi, ale nie pomyślałabym, że dobrowolnie pójdzie spać.


Następnego dnia droga przez centrum do parku była istną masakrą. Musiałam prowadzić psa na krótkiej smyczy, co jest nie do ogarnięcia bez samochodów, więc pół drogi Texas szedł na dwóch łapach... Żadne szarpanie, stawanie w miejscu, zawracanie nie działa, młody pruje do przodu i koniec. Oczywiście pomijając ciągnięcie na smyczy Tex rzucał się na samochody, każdy(!), a szliśmy przy czteropasmówce... Jedyny plus był taki, że ludzie widząc Texa schodzili mi z drogi, a nie tak jak w moim (nie)kochanym mieście wchodzili prosto na mnie. Gdy doszliśmy do parku byłam kompletnie wyczerpana psychicznie, szarpanie się z psem w środku miasta jest na prawdę stresujące. W parku wszystko pięknie, ładnie, piłeczkowanie, liście, zlewanie ludzi i piesków, świetne skupienie na pracy. Na drogę powrotną założyłam potworowi kantarek, już sama jego obecność powoduje, że Tex trochę, ale tylko trochę się ogarnia, więc jakoś udało się przejść przez miasto.


17 listopada 2012

Nowy wygląd ;)

Jak widać na blogu trochę się pozmieniało. Nagłówek nie jest szczytem moich marzeń, ale nie chce mi się robić nowego. Kolorystyka, no cóż jakoś mnie wzięło na róże i fiolety ;)
A u nas tradycyjnie już nudy :p Z Brookiem tłuczemy aport formalny i w sumie tylko to. Texas coraz lepiej ogarnia dostawianie do nogi bez podkładki. Teraz czeka nas chodzenie przy nodze, zmiany pozycji i zostawanie. Myślę, że z tym nie będzie najgorzej.



10 listopada 2012

Nic ciekawego

Dość długo nie pisałam, właściwie to nie ma o czym. Żyjemy sobie.
Powstał taki oto FILMIK

Nagle uświadomiłam sobie, że Texowa klatka jest już za mała i muszę szybko kupić nową, a jestem kompletnie niezdecydowana na rozmiar... W ogóle mój 5 miesięczny szczeniak według moich pomiarów ma już 50cm i waży 14kg, a przecież jest taki mały.

Od czasu do czasu pojawiamy się na treningach agility. Nie planuję zajmować się tym na poważnie, ale stwierdziłam, że pobawić się można (już za młodym nie nadążam, to nie dla mnie xd). Bardzo sporadycznie bawimy się frisbee, na razie tylko szarpanie, roller, łapanie z ręki. A nasz główny sport zatrzymał się na poziomie dostawiania do nogi, bo Tex koniecznie chce calutki przykleić się do mnie, więc paskudnie zawija tyłkiem. Mam w planach zmiany pozycji, ale moje plany to zawsze odległa przyszłość. Chciałabym już zacząć równanie, ale kurczę nie daruje tego dostawiania, musi być idealnie to pójdziemy dalej. Teraz troszkę się poprawiło, ale jeszcze nie zawsze Tex ładnie się dostawia.

Texasowi zaczęły wypadać zęby. Przedwczoraj młody zrobił swojego pierwszego flipa, (bo ja nie potrafię normalnie rzucić szarpaka trzymając telefon) przy czym wypadł mu ząb. Myślałam, że psa zabiłam widząc krew na języku, ale akrobacja wyszła poprawnie i szybko się zorientowałam, że zęba nie ma. A z zamierzonych wygibasów to próbowałam z młodym zrobić overa, ale pomimo świetnych właściwości lotnych i starań mojego szczyla nie potrafiłam mu normalnie rzucić piłki, ani szarpaka. Już widzę frisbee w moich rękach xd No, a poza tym to dalej męczymy się z samochodami.

A u Brooklyna nic nowego, przesypia większość dnia i jest bardzo zniesmaczony kiedy przed północą idę z Texem na dwór, bo przecież spać to się idzie o 18 :) Ciągle pracujemy nad aportem formalnym, może do wiosny coś z tego wyjdzie. Grunt, że aport w sensie przynoszenia koziołka do mnie Brook ma odruchowy, bo jakbym jeszcze musiała walczyć, żeby pies w ogóle chciał do mnie z tym podejść to bym się chyba już poddała.




Zdjęcie nie najnowsze. Ostatnio przez kilka dni młody miał sklejone uszy i przez kilka dni po rozklejeniu miał radary, ale obecnie znowu wygląda jak na zdjęciach.