12 kwietnia 2015

Jestę pasterzę...


Etap gdy doszliśmy z Texasem do totalnego życiowego dołka był jeszcze za czasu, gdy trwała moja euforia ze spełnionego marzenia na które czekałam odkąd sięgam pamięcią, chyba jedynie to pozwoliło z niego wyjść, bo inaczej buda + łańcuch. Marzyłam również o szczeniaczku, malutkim, dwumiesięcznym papciu, bo ostatnio takiego miałam w wieku 3 lat, więc raczej nic nie pamiętam :P Już na tym etapie popełniłam pierwszy błąd - myślałam, że biorę "czystą kartkę". Niestety, stety szczeniak przede wszystkim ma już za sobą bardzo ważny okres rozwoju, ale również ma geny od rodziców, które nie warunkują jedynie merle futerka. Szkolenie pozytywne i te sprawy, wrażliwy borderek, bo tak piszą na necie i za jakiś czas zaczęło się sypać.
Texas na początku był takim wspaniałym pieskiem, na prawdę wszystko wydawało się idealne. Po kilku miesiącach zaczęło się ciągnięcie na smyczy, wydawało mi się, że jak już raz to zwalczyłam to u bordera nie będzie inaczej. Ups nawet coś takiego może podchodzić pod jakąś obsesyjność... Myślę, że jedną z przyczyn rozpoczęcia się problemu z samochodami było właśnie rosnące pobudzenie na spacerach, dodatkowo pierwszy pogoniony samochód był w czasie ograniczenia aktywności chyba przez moją chorobę, albo cięższy tydzień w szkole. Niestety wtedy nie wiedziałam co mam zrobić, ciągle bałam się awersji, bo przecież delikatna psychika, to nie terier... Nic nie szło w dobrym kierunku i już w tym momencie zaczynałam czuć bezsilność, a nie wiedziałam jak bardzo ją jeszcze odczuję ;) Doszło skakanie na ludzi, pasienie rowerów i również próby podszczypywania ludzi w kostki, na szczęście to ostatnie tylko, gdy Tex był luzem, czyli paradoksalnie pod największą kontrolą z mojej strony. Może oddać go gdzieś na farmę z owcami, czy może lepiej krowami, bo owce to tak kiepsko podszczypywać? Miało być pozytywnie tak? Smaczki, zabawki... yhym. No i gdzie na ulicy znikał ten mój wspaniały pieseł sportowy, gdzie jego całe wpatrzenie, zaangażowanie i chęć współpracy? Jeszcze niedawno miałam szczeniaczka, który chodził na oferowanym kontakcie przy dużej ulicy, jadł smaczki i czekał na szarpaczek. Popełniłam błąd, duży błąd, pozwoliłam psu popaść w obsesję, naczytałam się bzdur i pierwszy raz przejechałam na wiedzy z internetu. Z reguły wszystko oceniam i wybieram informacje, które uważam za słuszne, a wtedy coś mnie zaślepiło. Niestety pozytywne szkolenie skończyło się równie szybko jak się zaczęło, tylko wtedy miałam już psa bez kontaktu, więc niestety również awersja działała bardzo kiepsko. W pewnym momencie pozostał nam problem z ciągnięciem i rzucaniem się na samochody, czasem rowery, bo już tego pasieniem bym nie nazwała. Najechanie mocno na borderzą zeschizowaną psychikę rzeczywiście dawało efekt... po odejściu od źródła problemu, inaczej Texas wydawał się betonem, ale nim nigdy nie był, widziałam jak bardzo nerwy i stres psują naszą relację. Kupiłam kantarek. Nigdy nie używałam żadnych pomocy w pracy z psem, nawet jeśli było ciężko, odbierałam je raczej jako kapitulację właściciela i to chyba właśnie tym było. Nie byłam pewna czym mam przyzwyczajać psa do haltera, żeby go w żaden sposób na niego nie znieczulić. Texas zdecydował za mnie, niestety karmienie smaczkami w domu miało nikły wpływ na akceptację tego złego czegoś. Nasze spacery uległy takiej zmianie, że pies wisiał na obroży, przednimi łapami zdzierając pasek z nosa, a gdy nadjeżdżał samochód znowu włączał się dziki szał. Plątały mi się smycze, realnie bałam się o złamanie psu karku, Texas wił się jak krokodyl, albo strzelał do przodu. Porażka, poddałam się bardzo szybko. Okres bezsilności do kwadratu, pies miał już około pół roku, gdy nadjeżdżał samochód po prostu go przytrzymywałam, smycz, obroża oraz moje ręce również mają swoją wytrzymałość, lepiej nie ryzykować, szczególnie, że raz już Texowi obroża spadła, na szczęście przy rowerze za którym nie pobiegł. Trwaliśmy w amoku, wychodząc kierowałam się tylko w jedną stronę - pola, przejście przez osiedle było zbyt męczące, stresujące i żałosne. Tak się nie dało czekać na zbawienie do śmierci... tym razem kolczatka. Nigdy w swoim życiu nie chciałam używać kolcy, no nie podobały mi się. To był etap w którym po prostu zaczęła się jakakolwiek praca z Texasem. Nie było czarodziejskiej różdżki, tylko długi proces.
Piszę to, żeby może ktoś się zaśmiał z mojej nieudolności, może zobaczył, że border nie zawsze oznacza bajkę, chociaż to jest powtarzane do zrzygania i równie dobrze mógł mi się trafić felerny egzemplarz labradora, a raczej żeby to przeczytać za parę lat jak będę chciała sprowadzić sobie na głowę drugiego bordera :P Praca i życie codzienne to dla mnie inne światy, u nas pewne rzeczy po prostu nijak się nie przekładają, ale trudność w panowaniu nad emocjami jest wszędzie. Wiem doskonale, że mogłabym mieć lepszą relację z Texasem oraz mogłabym być lepszym panem i władcą, ale widzę również że kiepsko przekładam teorię na praktykę.


Nie martwcie się, nie ma u nas już śniegu :P

8 komentarzy:

  1. Alez on ma hipnotyzujące spojrzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podłączam się Texas ma śliczne oczy, takie hipnotyzujące..

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam te czasy, gdy Texas zamiast mózgu miał kisiel.
    Ale dałaś sobie radę, teraz idzie jak taran przez centrum :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież ty chyba nie widziałaś co Texas odwalal xD

      Usuń
    2. Widziałam xD

      Ale na pewno nie widziałam jak cie na co dzień wyprowadza z równowagi na spacerach.

      Usuń
  4. Przepiękne zdjęcia, Texas ma śliczne oczy :)

    Pozdrawiamy Amico i Luna!
    http://przezoczypolapy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja ogólnie mam polew jak ktoś mówi że borderki to som takje pjesy mega delikatne, księżniczki z zamku, na którego nie możesz krzyknąć bo uciekając w panice połamie sobie kręgosłup wijąc się jak wąż na wszystkie strony.

    Ja tam do kolców nic nie mam, o ile potrafi się ich używać. hejty za 3, 2, 1... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja mam to szczęście ze Piano nie zagania aut ani rowerów, większość psów ma gdzieś, ale za to popsuło nam się chodzenie na smyczy, w tym sensie, że chodzi ładnie ze mną, ale jeśli jestem z kimś, to szarpie się.
    Texas ma nie tylko piękne oczy, on cały jest śliczny!

    OdpowiedzUsuń