Zacznę od tego, że w sobotę byliśmy w Kielcach na seminarium agility z Brooklynem, a Texas był w ramach socjalu.
Zaczęło się fatalnie, tak jak przewidywałam. Brooklyn już od kilku dni miał mnie w doopie i nie robiłam sobie nadziei, że na sobotę coś się zmieni. Poza tym ostatnio nie czuje się najlepiej, wcina karmę dla szczeniąt i to podwójną porcję (swojego nie ruszy), która najwyraźniej mu nie służy.
Kiedy w końcu nadeszła nasza kolej... Brook sobie węszył, uciekał, olewał mnie totalnie. Tak się nakrzyczałam, że później gardło mnie bolało ;/ Ogólnie katastrofa.
Była długa przerwa i coś się ruszyło ;) Brooklyn zaczął interesować się smakami, wróciło mi trochę nadziei, że dzień może nie skończy się, aż tak źle. Nie było idealnie, Brook nie dał z siebie 100%, ale pobiegł, więc jak na ten fatalny początek i tak się cieszę. Zestresowałam się, na początku w ogólnie nie ogarniałam, gdzie, co i jak mam psu pokazywać. Przynajmniej się nie wywaliłam i nie zdeptałam psa, a nawet wyszły mi zmiany. Jak już w miarę wiedziałam jak mam biec, Brooklyn całkiem ładnie hopsiał, nawet chyba nie miał takiej paskudnej techniki skoku jak w domu. Kiedy zobaczyłam wielki zakręcony tunel, byłam pewna, że mój szczurek tam nie wlezie, ale szybko się przekonał i chyba mu się nawet podobało. Druga część semi, była bardzo fajna, pomijając fakt, że raz podczas outu Brook wypruł do przodu wąchać i na koniec odwidziało mu się wchodzić do miękkiego tunelu.
A Texas ślicznie aportował, szarpał się, odwoływał od psów, tylko kwiczał w klatce jak ćwiczyłam z Brookiem.
Zdjęć z seminarium nie mam, ale mam takie z piątku.
Brooklyn: "zbierzcie go ode mnie" ;p