13 października 2013

Sierpień, wrzesień itd.

Nie wiem, czy ktoś tu jeszcze zagląda, nawet osoby najbardziej gorliwie dopominające się o nowy post ostatnio dały za wygraną ;) Nie będę obiecywać poprawy w blogowaniu, zobaczymy jak to dalej wyjdzie. Wprawdzie tematy bym znalazła, ale moje poglądy są z reguły dość specyficzne, więc może lepiej zachować je dla siebie. Postaram się mniej więcej streścić co się u nas działo. Tak długo nie pisałam, że nie wiem od czego zacząć...
Sierpień rozpoczęliśmy od krótkiego wyjazdu do Trójmiasta.
Po nocy w pociągu:

Podczas bezskutecznego szukania noclegu xd

Texas cały dzień łażenia po Gdańsku zniósł ładnie, ale późnym popołudniem stwierdził, że zdecydowanie chce wracać do domu. Jego uwaga koncentrowała się na każdym przechodzącym piesku, tudzież kotku, zdecydowanie wolałby pobiegać po parku niż chodzić w tłumie ludzi. Pierwsza noc w nowym miejscu nie sprawiła żadnego problemu, zapewne również dlatego, że sił na psoty już zabrakło. Wyjazd udało zaplanować się tak, aby wpaść na DCDC Sopot. Nie spędziliśmy całego dnia na zawodach, ale udało mi się obejrzeć kilka występów. Niestety fotek nie robiłam - przez przeprowadzkę zapomniałam obiektywu. Jednak zdecydowanie największą atrakcją było morze. Texas był totalnie oczarowany wodą i falami, zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Łapiąc fale najadł się wody, którą później zwymiotował... Ostatecznie musiałam go wyłowić, inaczej zostalibyśmy na plaży do rana.




Wakacje zakończyliśmy wyjazdem do Annówki! Bardzo pozytywnie wspominam treningi, szczególnie agility. Pojechaliśmy z minus zerowymi umiejętnościami, Texas nawet nie bardzo rozumiał, że przez tyczkę się skacze, a ja nie miałam zapału do tego sportu. Przed wyjazdem pojechałam na jeden trening i szczerze byłam załamana naszą pracą. Natomiast po tych 5 dniach biegaliśmy już proste sekwencje. W ostatni dzień na 'zawodach' w pierwszym biegu zajęliśmy 3 miejsce, w drugim już gorzej, bo pomyliłam banalny torek, a Tex nie wysłał się do tunelu ;) Wprawdzie po obozie agility już nie ćwiczyliśmy, ale może jeszcze kiedyś się w to pobawimy. Dowiedziałam się, czy może raczej skojarzyłam to z instynktem pasterskim, że Tex uwielbia outruny, zarówno na agi jak i frisbee. Na torku jest psem, którego czasem wywala w przestrzeń i nie trzyma się blisko mnie, ale mimo to stara się zwracać uwagę na to co pokazuje. Brakuje nam zgrania, ale zważając na to, że nie trenujemy agility to jestem bardzo dumna z tego co Texas pokazał na treningach. Z Brooklynem biegało się dużo łatwiej i lepiej się rozumieliśmy, ale to psia niewymuszona motywacja i zaangażowanie daje pełną radość z ćwiczeń. Zajęcia z frisbee jedynie wzmocniły nam podstawy, a ja podpatrzyłam bardziej zaawansowane osoby. Zrobiliśmy wstęp do around the world, ale nadal trzeba nad tym pracować. 







fot. Roxana Langner

Ogólnie w wakacje popsuła się nasza praca oraz trochę relacja. Texas w końcu zaczął naprawdę zmieniać się z wrażliwego szczeniaka w pewnego siebie (no prawie ;)) psa. Przeszliśmy trochę testowania na ile można sobie pozwolić i kto pierwszy odpuści, ale w pracy pomógł nam obóz, a w ogólnym zachowaniu cierpliwość. Aktualnie próbujemy dojść do stanu obi jaki osiągnęliśmy wiosną i chyba powoli nam to wychodzi. Pracujemy nad aportem, ciągle problemem jest siedzenie z koziołkiem, nie mówiąc już o dostawieniu do nogi. Będzie co robić w deszczowe wieczory. W przyszłym tygodniu zaczynamy treningi BH i może wiosną spróbujemy to zdać, a ja cały czas rozmyślam nad sensem robienia z młodym IPO ;)