Uwielbiam to zdjęcie ;D |
Spotkaliśmy się z Martą i Santą. Texas bardziej niż czymkolwiek był pochłonięty łapaniem liści. Muszę go pochwalić, bo odwoływał się od ludzi i psów, nie zaatakował żadnego roweru (!), jak coś od niego chciałam skupiał się bez problemu i ogólnie było dobrze. Nasze spacery odbywają się raczej w samotności, dlatego nie byłam do końca pewna jak się zachowa. Nie pasł samochodów i nie wyłączał się na sam ich dźwięk, a szliśmy przy dużej ulicy, aczkolwiek była to raczej reakcja na nowe miejsce.
Po spacerze przespał całe popołudnie, nie zamykany w klatce. Aż się zaczęłam bać, że zachorował xd Wylatał się młody za tymi liśćmi, ale nie pomyślałabym, że dobrowolnie pójdzie spać.
Następnego dnia droga przez centrum do parku była istną masakrą. Musiałam prowadzić psa na krótkiej smyczy, co jest nie do ogarnięcia bez samochodów, więc pół drogi Texas szedł na dwóch łapach... Żadne szarpanie, stawanie w miejscu, zawracanie nie działa, młody pruje do przodu i koniec. Oczywiście pomijając ciągnięcie na smyczy Tex rzucał się na samochody, każdy(!), a szliśmy przy czteropasmówce... Jedyny plus był taki, że ludzie widząc Texa schodzili mi z drogi, a nie tak jak w moim (nie)kochanym mieście wchodzili prosto na mnie. Gdy doszliśmy do parku byłam kompletnie wyczerpana psychicznie, szarpanie się z psem w środku miasta jest na prawdę stresujące. W parku wszystko pięknie, ładnie, piłeczkowanie, liście, zlewanie ludzi i piesków, świetne skupienie na pracy. Na drogę powrotną założyłam potworowi kantarek, już sama jego obecność powoduje, że Tex trochę, ale tylko trochę się ogarnia, więc jakoś udało się przejść przez miasto.